www.eprace.edu.pl » wojna-literacka » Poetycka walka z emigracją: zły bohater, gorszy Polak » Literacki spór reprezentantów emigracji

Literacki spór reprezentantów emigracji

Obecność pisarza na emigracji, mimo że stanowiła na ogół wyraz sprzeciwu wobec sytuacji w kraju, nie oznaczała zawsze, iż pisarz ów oceniał pozytywnie swoje nowe literackie środowisko. Tak samo, jak pełne wzajemnych niesnasek były relacje twórców krajowych z twórcami na obczyźnie, tak i wewnątrz samej emigracji dochodziło do licznych sporów. Również i te spory znajdowały swoje odzwierciedlenie w różnego typu działalności literackiej, od polemik prasowych, poprzez krytyczne słowa wyrażane w listach i dziennikach, aż po literaturę piękną.

Wspominane były już ideologiczne różnice pomiędzy dwoma głównymi ośrodkami, Londynem i Paryżem. One to w największym stopniu przeniosły się na grunt literacki i publicystyczny, stając się jakby „dodatkową stroną konfliktu” w literackiej rywalizacji pomiędzy krajem a zagranicą.

Kiedy środowisko skupione wokół londyńskich „Wiadomości” wydało w 1947 rezolucję zapowiadającą izolację literacką względem wydawnictw krajowych (powtórzoną w 1956), różnice stanowisk znalazły swój wyraz także w ówczesnym pisarstwie. Przykładowo, przebywający w Wielkiej Brytanii poeta Józef Mackiewicz stwierdzał, odnosząc się do „londyńskiej klauzuli”, że to na emigracji spoczywa obowiązek wyzwolenia ojczyzny i dlatego duma z tego, że jest się „wolnym Polakiem” obliguje do zaprzestania kontaktów ze zniewolonym krajem235. Zgodnie z przewidywaniami, w różnych możliwych okolicznościach odwrotnie odpowiadali literaci paryscy. Iwaniuk nazwał na przykład nawoływanie do wydawniczej izolacji „wystąpieniem antypolskim”. Przy okazji ogłoszenia ustawy złośliwie potraktowana została cała „polska ekipa z Wielkiej Brytanii” także przez Józefa Wittlina, który określił „Wiadomości” jako „przystań dla rozbitków umysłowych i niedobitków politycznych” oraz wszystkich „chorych na emigranctwo”236.

W roku 1952 Jerzy Giedroyć sprowokował współpracowników „Kultury”, jej czytelników oraz adwersarzy do tego, by wypowiedzieli się w sformułowanej przezeń ankiecie pt. Nasze życie na emigracji. Ankieta ta była jakby drugim, po wspomnianej rezolucji z roku 1947, „starciem” dwóch środowisk. Kwestionariusz, który zawierał 33 pytania i doczekał się ponad pół tysiąca odpowiedzi, znów wykazał, jak bardzo dzielą się między sobą ideologicznie dwa największe skupiska literackie na obczyźnie. Dodatkowo do sporów między innymi na temat właściwej „postawy względem kraju” dochodzić zaczęły głosy starające się uwydatnić „postawę trzecią”, wyrażającą się w podkreślaniu swej „niezależnej obojętności”. Przykładem może być reakcja Witolda Gombrowicza na prośbę wzięcia udziału w ankiecie. Pisarz odmówił wyrażenia swojego stanowiska, pośrednio odmawiając także opowiedzenia się po którejkolwiek ze stron. Tłumaczył swą postawę następująco: „nabiedziłem się niemało, aby mój głos znaczył coś więcej niż ta jedna kreska, której przysporzyłbym w głosowaniu”237. W latach późniejszych od sporów odżegnywało się coraz więcej pisarzy i poetów.

Kumulacja nagromadzonych emocji, które wiązały się z obustronnym przekonaniem o własnej słusznej postawie, nastąpiła łącznie z tzw. „sprawą Miłosza”, czyli z kontrowersyjną emigracją przyszłego noblisty. Po udaniu się do ambasady francuskiej z prośbą o polityczny azyl, Czesław Miłosz, jak wielu jego rodaków, stał się emigrantem. W roku 1951, w majowym numerze paryskiej „Kultury” ukazał się artykuł zatytułowany Nie, zawierający dość nietypowe, jak na polskie środowisko literackie na uchodźctwie, oświadczenie: „Stałem się emigrantem, świadomy tego, co to oznacza. Zrobiłem to w chwili, kiedy naśladowanie wzorów sowieckich stało się w Polsce obowiązujące dla pisarzy. W ciągu pięciu lat służyłem lojalnie mojej ludowej ojczyźnie, starając się według najlepszego mojego rozumienia wypełniać moje obowiązki i jako pisarz, i jako attache kulturalny (…). Przychodziło mi to tym łatwiej, że cieszyłem się, iż półfeudalna struktura Polski została złamana, że robotnicza i chłopska młodzież zapełnia uniwersytety”238. Po ryzykownym przyznaniu się do wybiórczych sympatii socjalistycznych, Miłosz postawił następnie w swym oświadczeniu jeszcze odważniejszy krok, jakim była krytyka literatów znajdujących się za granicą. „Poza tym mój stosunek do politycznej emigracji polskiej był co najmniej ironiczny: na kimś, kto rozumiał dynamikę przemian zachodzących w Polsce, spory kilkuosobowych stronnictw robiły wrażenie bezużytecznej zabawy, a same figury tych polityków wyglądały na figury z wodewilu”239. Oświadczenie miało daleko idące konsekwencje względem istniejących już na emigracji rozłamów. Stało się przyczyna wielu polemik, starć literackich, a nawet otwartych konfliktów. „Różne odczytania przez dwa kulturotwórcze środowiska emigracyjne decyzji Miłosza dowodziły wyraźnego rozłamu ideologicznego. Z jednej strony »Kultura« doceniała szczerość i ważność Miłoszowego oświadczenia, z drugiej zaś „Wiadomości” (…) dyskredytowały go jako Polaka i pisarza”240.

Nie tylko Czesław Miłosz miał do „literackiego uchodźctwa” stosunek mocno krytyczny. Także Józef Wittlin twierdził na przykład, że: „jednym tułactwo i poniewierka zamroziły serce do tego stopnia, że nie potrafią już ani płakać, ani śmiać się, ani tym bardziej śpiewać. Są jednak tacy, którzy płaczą tylko publicznie i za płacz zbierają oklaski. Wytworzył się pewnego rodzaju faryzeizm emigrancki”241. Jednakże, pomimo innych głosów krytycznych, to ostentacyjny brak skruchy ze strony Miłosza jako „świeżego emigranta” był tym czynnikiem, który głównie spowodował lawinę oskarżeń i wywołał w środowiskach literackich prawdziwą burzę. Sergiusz Piasecki napisał o Miłoszu artykuł, w którym przybierał ton równie ostry, co ton, którym (z ramienia PRL-u) oskarżali emigranta Słonimski czy Brandys. W artykule porównał poetę do Feliksa Dzierżyńskiego wysuwając twierdzenie, iż jest „on nadal niebezpieczny dla sprawy polskiej i sprawy wolnego świata walczącego z bolszewizmem”242. W nieco późniejszym tekście, zatytułowanym Magiel marksistowski, Piasecki konkluduje: „Miłosz porzucił służbę regime'owi i z tego można się było cieszyć, chociaż przez wiele lat był wrogiem – sługą wroga. Przypuszczałem, że ten dopiero uderzy po bolszewikach, po regime'ie. Ma po temu wszelkie dane: talent, wykształcenie, materiały. Może stanie się naszym Koestlerem czy Orwellem”243. Po konkluzji Piasecki szybko dodaje jednak: „Tymczasem Miłosz splunął na emigrację, na Polskę przedwojenną. Pochwalił obecną »demokrację ludową« (…) W dalszym ciągu twierdzę, że wypowiedzi Miłosza w sprawach polskich są niezmiernie szkodliwe, bo zaprzeczają nawet tym faktom, które są znane na Zachodzie (…). Że moja opinia nie jest odosobniona, potwierdza list wybitnego znawcy spraw sowieckich, Ryszarda Wragi , w »Dzienniku Polskim [i Dzienniku Żołnierza]« z 9 stycznia br.: »Artykuły, które Miłosz drukuje teraz w prasie francuskiej czy amerykańskiej, są szkodliwe dla sprawy polskiej (…) Są one mętne, spekulacyjne, zniekształcają rzeczywistość w Polsce, gloryfikują kolaborantów i aparat sowiecki, nie występują nigdzie wyraźnie przeciw bolszewizmowi, nie atakują Sowietów«”244. Wraga, czy Piasecki nie byli faktycznie w poglądach swych odosobnieni. Z bardziej znanych literatów odnosi się do „sprawy Miłosza” i artykułów Piaseckiego Jan Lechoń, przyznając, że „to samo właściwie chciałem napisać”245. Podobnie sam Mieczysław Grydzewski w „Wiadomościach” przypominał gorzko, iż: „Pan Czesław Miłosz przez lat sześć lojalnie »służył« swojej »ludowej ojczyźnie« jako attache kulturalny przy ekspozyturach sowieckich pod polską flagą, czyli tak zwanych ambasadach w Waszyngtonie i Paryżu”246. Jeśli więc – pouczał poetę redaktor naczelny „Wiadomości” – „po sześciu latach wiernej służby pan Miłosz wybrał wolność, powinien był wraz z tą wolnością wybrać co najmniej sześcioletnie milczenie”247. Decyzje Miłosza w typowy dla siebie sposób oceniał również w „Wiadomościach” Marian Hemar:


„(…) Już on nie ekscelencja

Znaczy, że już nie lokaj.

Chwal go za niepodległość.

Z zachwytu nad nim cmokaj”248

Oczywiście, wraz z lawiną oskarżeń, szybko pojawiać zaczęło się wiele głosów obronnych. Do wykazania wyrozumiałości dla wszystkich „nowych emigrantów”, w tym dla Miłosza, wzywało głownie środowisko paryskiej „Kultury”. Gustaw Herling-Grudziński podkreślał nawet heroizm przyszłego noblisty przypominając, że Miłosz swoje pozostanie na zachodzie uważał początkowo za literackie samobójstwo, że „pisanie za granicą po polsku nazywał składaniem rękopisów do dziupli”249. Fakt ten kazał według Herlinga-Grudzińskiego potraktować nowego emigranta z większym szacunkiem. Porównywał jego sytuację z sytuacją swoją i innych emigrantów pisząc, że „w naszym wyborze wygnania nie było nic szczególnie dramatycznego, w naszych myślach nie kołatała się obawa przed śmiercią cywilną ani pisarską”250. Przypominano również, że Józefa Mackiewicza i Zofię Kossak-Szczucką też potraktowano podejrzliwie, kiedy pojawili się na emigracji już po zakończeniu działań wojennych. Także Wańkowicz w obronie Miłosza odwoływał się do względnie niedawnych wydarzeń: „Kiedy po wojnie poczęli się u nas pojawiać pisarze z Polski (…) stosunki stężały i niebawem proklamowano obóz kwarantannowy, obstawiony żółtymi flagami ostracyzmu”251. Juliusz Mieroszewski zaś – ku oburzeniu Piaseckiego – twierdził nawet, że nieufność czy krytyczny stosunek do Miłosza jest „obelgą dla narodu polskiego”252. Równie znamienne jest opowiadanie Herlinga-Grudzińskiego Książę niezłomny, opublikowane na łamach „Kultury” w 1956. Rzecz przedstawiona w opowiadaniu dotyczy teoretycznie losów włoskiej opozycji antyfaszystowskiej. Faktycznie oscylowała jednak wokół rodzimej problematyki emigrantów. Książę opowiada o dramacie uchodźców, którym po upadku reżimu Mussoliniego i powrocie do kraju zarzucano obcość, a wręcz odszczepieństwo. Motyw niezasłużonego ataku, mniej lub bardziej pośrednio nawiązujący do „sprawy Miłosza” pojawiał się więc także w literaturze pięknej.

Sam Miłosz, znany zresztą już wcześniej ze swej „niepokorności”, konsekwentnie (a może nawet na skutek skierowanych weń ataków), nadal bez skruchy zarzucał emigracji dwulicowość i odmawiał kajania się za niepopełnione błędy. Ciągnąca się „sprawa Miłosza” jeszcze bardziej zaś podzieliła literackich uchodźców. „Adwersarze skupili się wokół dwóch grup reprezentujących charakterystyczne dla emigracji postawy: »nieprzejednanych i niezłomnych« oraz »pragmatycznych«. Pierwsza grupa łączyła ludzi zamkniętych w swoim środowisku, wiernych emigracyjnym principiom, podejrzliwych wobec uciekinierów »zza żelaznej kurtyny« i wymagających od nich deklaracji ideowych. Druga natomiast tworzyli reprezentanci poglądów liberalnych i otwartych horyzontów, którzy przyznawali każdemu prawo do rehabilitacji”253. W końcu, także na łamach „Kultury”, ukazało się oświadczenie podpisane przez ponad dwudziestu pisarzy i dziennikarzy (w tym Andrzeja Bobkowskiego, Józefa Czapskiego, Melchiora Wańkowicza), stwierdzające iż: „Jeżeli nowo przybyły emigrant współpracował aktywnie z reżimem, mamy prawo oczekiwać od niego, że przedstawi swą sprawę publicznie. Nie mamy jednak prawa domagać się od niego upokarzających »pokajań« na wzór procesów sowieckich”254. Co istotne, przytaczane słowa obrony nie zawsze łączyły się z osobistymi sympatiami. Sam Giedroyć przyznawał, że jeśli chodzi o Czesława Miłosza, „mój stosunek do niego wynikał z przekonania, że jest on wielkim poetą, co sprawia, że jest naszym obowiązkiem zajęcie się nim, nie zważając na jego złośliwości”255. Zgodnie z przewidywaniami, Londyn pozostawał pod tym względem daleko bardziej konserwatywny i krótkowzroczny.

Wzajemne ataki wewnątrz-emigracyjne, a więc oskarżanie siebie nawzajem o sprzyjanie bolszewizmowi lub o zatwardziałość umysłową, wkrótce zresztą osłabły. Pozostał jednak między dwoma środowiskami pewien rys nieporozumienia. Kiedy, na przykład, londyńskie „Wiadomości” już w 1959 roku zaproponowały Miłoszowi obecność w jury nominujących do przyznawanej przez organ ów nagrody literackiej, przyszły noblista odmówił.

Poza „sprawą Miłosza” oraz spornymi kwestiami związanymi z uchwałą londyńską dotyczącą niepublikowania w krajowych wydawnictwach, wewnątrz-emigracyjne różnice zdań znajdowały swoje odzwierciedlenie także w wielorakim rozumieniu pojęcia „patriotyzm”. W myśl przedwojennego jeszcze hasła z wiersza Lechonia: „a wiosną niechaj wiosnę nie Polskę zobaczę”, część twórców nie chciała poprzestawać na starych wzorcach estetycznych i na tematyce obciążonej kwestią narodową. Część zaś uważała to za swój „emigracyjny” obowiązek, swoistą „spuściznę tradycji”. Przykładowo, związany z Londynem Jan Bielatowicz, ze zgrozą konkluduje, iż „Emigranci rozgrzeszają się z coraz większą łatwością od polskiej polityki i polskiej kultury. Politycy udzielają sobie dyspensy od kultury, pisarze i artyści od polityki. Za dowód niezwykłej inteligencji uchodzi szczycić się, że polityka to abrakadabra dla kulturalnego człowieka (…). Są nawet emigranci broniący się przed polską książką i polską gazetą jak przed epidemią”256. Inni, głównie Gombrowicz, przyznawali otwarcie, że z literackiego, nie zaś z politycznego punktu widzenia, nie można wciąż wikłać się w narodowo-patriotyczny charakter dzieł. „Ja o Polsce zawsze pisałem chłodno, jak o jednej z przeszkód utrudniających mi życie, dla mnie Polska była i jest jednym z rozlicznych moich kłopotów”257.

Literaci emigracyjni wdali się więc w pewien trudny do zdefiniowania „spór o polskość”, toczony głównie za pośrednictwem literatury pięknej. Pamiętać trzeba, że udziału w tego typu polemice twórcy krajowi niestety brać nie mogli, ograniczała ich cenzura i „odgórne rozumienie” pojęcia patriotyzmu. Jednak, jeśli już, poezja i proza powstałe wówczas w Polsce estetycznie bliżej pozostawały z klimatem londyńskim niż paryskim. Świadczy o tym zawarta w prywatnej korespondencji wypowiedź Miłosza z roku 1949, jeszcze z czasów pobytu na placówce dyplomatycznej: „Nie wiem, czy mógłbym pisać, siedząc w Warszawie – odradza się tam jakiś liryczny skowyt, którego nie chcę i w który nie wierzę”258. Wśród tekstów powstałych zaś za granicą, z jednej strony wyróżnić można utwory zbliżone estetyką trochę do piśmiennictwa peerelowskiego, trochę do okresu twórczości romantyczno-konserwatywnej, z drugiej – rodziła się literatura, która za wartość dzieła uznawała głownie dystans i nowatorstwo. Także i ten podział zbiega się w dużej mierze z podziałem na linii Londyn-Paryż. W Londynie stworzony został swoisty kanon: „niepisana konwencja pisania o Polsce była jedynym przyjmowanym kluczem interpretacyjnym”259.

Przykładem „estetyki romantycznej”, przeciw której występowali później inni twórcy, może być książka Jędrzeja Giertycha zatytułowana Wrześniowcy. Jest to powieść wojenna o żołnierskich losach, w której mało autentyczny główny bohater jest kimś w rodzaju żołnierza-pielgrzyma katolicyzmu i polskości. Zawsze prawy i oddany sprawie bohater ślubuje wierność Bogu-Ojczyźnie, nawet w obozie prosi o zezwolenie udziału we mszy. Swoją siłę i odwagę czerpie z wiary, co pozwala mu być zawsze dzielnym, silnym i szlachetnym. Efektem takiego uprawiania prozy przez Giertycha było to, że nawet emigracja londyńska zarzucała mu wykreowane „drewniane postaci”, nierealne i pełne napuszonej pozy. Inni jednak wciąż trwali w przekonaniu, że etos emigracyjny wymusza na nich prozę o charakterze narodowo-wyzwoleńczym. Przy czym Giertych jest tu oczywiście przypadkiem skrajnym. Bardziej dyskutowaną była twórczość Zygmunta Nowakowskiego (np. Gałązka rozmarynu), blisko związanego z londyńskimi „Wiadomościami”. Z jednej strony krytyka traktuje opartą na wysokich tonach patriotyczną literaturę z pewnym zrozumieniem: „Pisarstwo Nowakowskiego (…) jest zapisem stanu myślenia formacji pokoleniowej kształtującej polską kulturę, jego powojenny fragment daje wyobrażenie o zbiorowej psychologii polskiej emigracji politycznej. Publicystyka Nowakowskiego (…) wzrusza sympatycznymi dzisiaj anachronizmami – szlachetnością i wybujałym sentymentalizmem”260. Z drugiej strony przyznawane jest, że „jego gawędy, czytane po latach, nawet przy świadomości, że pisał je nieprofesjonalista z intencją dotarcia do przeciętnie wyedukowanego odbiorcy rażą uproszczeniami, czasami wręcz infantylizmem”261.

Dlatego też, zważywszy na pewien zarysowujący się w literaturze przesyt, szybko powstawać zaczęła poza-patriotyczna kontr-literatura – w pewnych kręgach zresztą bardzo mocno krytykowana. Mistrzem w nowej estetyce okazał się Witold Gombrowicz. Poza Dziennikami także i głośna powieść Trans-Atlantyk, obfitująca w biograficzne wątki pisarza, odnosi się zarówno do ogólnie pojętej „sprawy polskiej”, jak do i Polaków na emigracji. Kiedy główny bohater książki decyduje się na pozostanie w Argentynie, tak żegna statek powracający z jego towarzyszami podróży do Europy: „A płyńcież wy, płyńcież Rodacy do Narodu swego! Płyńcież wy do Narodu waszego świętego (…) Ciemnego, co od wieków zdycha, a zdechnąć nie może”262. Jednocześnie, odcinając się od kraju targanego licznymi kłopotami politycznymi, autor Trans-Atlantyku równie ostro podkreśla swoja intelektualną niezależność względem emigracji. Opisuje ją przede wszystkim jako nieustannie zwaśnioną i kłótliwą. Poseł, do którego udał się po pomoc, tak przedstawia mu sprawę na czekające go zagraniczne kontakty z rodakami: „Słuchaj rady mojej, lepiej ty z obcemi, z cudzoziemcami się trzymaj, w cudzoziemcach zgiń, rozpłyń się, a niechże ciebie Bóg broni od Poselstwa, a tyż od Rodaków, bo Źli, Niedobrzy, skaranie boże, tylko ciebie gryźć będą i tak cię zagryzą (…) A niechże cię ręka Boska broni, żebyś ty Poselstwa albo Rodaków tutaj będących unikał, bo jak ich unikać będziesz, to gryźć ciebie będą, a tak cię zagryzą”263. Gombrowicz nie chce zatem w ogóle mieć do czynienia ani ze waśniami dotyczącymi kraju, ani też z pozostałą poza granicami polonią. Podkreśla, że chce być przede wszystkim ponad kwestią polską, od której jednak trudno mu się uwolnić: „Bo przecie nie na to mnie Matka urodziła, nie na toż Rozum mój, Wzniosłość, Twórczość moja i lot Natury mojej niezrównany, nie na to Wzrok przenikliwy, Czoło dumne, Myśl ostra, gwałtowna, abym jak w kościółku swojskim (…) w chórze tańszym, marniejszym, kadzidłem miernym, marnem się odurzał wraz tam z innemi swojskiemi Swojakami swemi”264.

Podobnie Andrzej Bobkowski odcina się nie tyle od konkretnych literatów, polskich czy zagranicznych, nie tyle od konkretnych poglądów czy zachowań, ale – przede wszystkim – właśnie od „sprawy polskiej”. Jeszcze przed zakończeniem wojny, w swoich dziennikach zatytułowanych Szkice piórkiem, przytacza opowiastkę z czasów walk polsko-bolszewickich, dotyczącą ojca pisarza, którą odczytywać można na sposób lekko metaforyczny: „generał rozpoczął odprawę słowami: »Panowie, musimy teraz umrzeć« (…). Mój ojciec ośmielił się zauważyć, że »jakkolwiek wydostanie się z tej sytuacji, proponowane przez pana generała jest najprostsze, to warto byłoby przedtem spróbować jakiegoś bardziej skomplikowanego środka ocalenia”265. W innym miejscu Szkiców piórkiem Bobkowski przyznaje, że znajdując się niekiedy w kręgach polskich, specjalnie prowokował rodaków, mówiąc, że chciałby widzieć Polskę pod okupacją amerykańską. Czasem podchodzi do kwestii polskiej jeszcze bardziej emocjonalnie, twierdząc, że reagował zawsze „ze wstrętem, z bólem, z ochotą do wymiotowania na wszystkie »wypada« i »obowiązki względem Ojczyzny«”266.

Środowisko londyńskie, mimo że z czasem zaakceptowało nową estetykę, częściowo trwało jednak w klimacie starych animozji lub też, po prostu, przyzwyczajeń. W 1963 roku większość jurorów literackiej nagrody „Wiadomości” zaproponowała, by nagrodzić wydany w Paryżu Gombrowiczowski Dziennik 1957-1961. Zygmunt Nowakowski zaś konsekwentnie optował przeciw „argentyńskiemu emigrantowi”, proponując przyznanie zwycięstwa książce Polskie Siły Zbrojne w Drugiej Wojnie Światowej, poświęconej marynarce wojennej i obronie wybrzeża z 1939 roku. Zderzenie racji było więc całkowite. Zorientowawszy się w wyborze większości jurorów, Nowakowski powiedział: „I Dziennik, i Trans-Atlantyk czytałem z największym oburzeniem jako Polak i jako emigrant. (…) to jest człowiek, który dzisiaj, w tej chwili, w r. 1963 pisze o Polsce z pogardą! Człowiek, który pisze, że Polak, aby zostać pełnym człowiekiem powinien się wyzwolić z polskości! Ja tego nie mogę słuchać! (…) Czułbym się po prostu w najwyższym stopniu upokorzony, gdyby rezultatem tego głosowania miała być nagroda dla Gombrowicza”267.

Zasadniczo jednak, mimo ostrych tonów, zarówno Gombrowiczowi czy Bobkowskiemu nie chodziło o literackie odcięcie się od narodowej tożsamości a la Joseph Conrad. Bardziej chodziło tu o pewne podkreślenie swojego talentu pisarskiego, który nie chciał być obciążony z góry narodową tematyką tylko poprzez fakt politycznego zniewolenia kraju. Dlatego też w przedmowie do swojej powieści Gombrowicz podkreśla: „(…) poczta przynosi mi rozmaite głosy z kraju o Trans-Atlantyku i dowiaduję się, że to »pamflet na frazes bogo-ojczyźniany« czy też »satyra na przedwojenną Polskę«… Znalazł się nawet ktoś, kto go zakwalifikował jako… »pamflet na sanację« (…). Ale na cóż mnie jakieś boje z umarłą Polską przedwojenną czy też z przebrzmiałym stylem dawnego patriotyzmu, gdy mam inne i bardziej uniwersalne kłopoty? Czy traciłbym czas na te przeczasiałe drobiazgi?”268. Bardziej spokojnie podchodzi do tego reprezentant nowej emigracji literackiej, Stanisław Barańczak twierdząc po prostu, że – na przykład – poezja Zbigniewa Herberta, czy Tadeusza Różewicza zachwycała zagranicznych czytelników dlatego, że pomijała już zrozumiałą tylko dla węższego grona „kwestię polską”. Bardziej „fascynowała poetów zachodnich przede wszystkim swoją umiejętnością mówienia o świecie ludzkich wartości, które nie popada przy tym ani w retorycznie-moralizatorką ogólnikowość, ani w stronnicze zaangażowanie w tę czy inną wąsko rozumianą »sprawę«”269. Dlatego też, powiedzieć można było już po upływie dwudziestu lat pisarsko-intelektualnej emigracji, „Polacy wracają nareszcie do zwyczajności istnienia, a zatem przestają być przede wszystkim Polakami, stając się całkiem naturalnie ludźmi”270.

Problem polskości w literaturze emigracyjnej jest jednak problemem trudnym do dyskutowania. Mimo ograniczających autora wartości estetycznych, jakimi są „ramy patriotyczno-narodowe”, czasami w najbardziej naturalny sposób nie da się uciec od otaczającej pisarza rzeczywistości społeczno-politycznej tak samo, jak trudno uniknąć jej wpływów w swojej twórczości. Według cytowanego już Andrzeja Wernera: „Tak buntować się przeciw własnym korzeniom może ten tylko, dla kogo zdrowie tych korzeni jest sprawą wagi absolutnie pierwszorzędnej (…). Świetny znawca polskiej kultury wie zapewne lepiej ode mnie, że jej cechą absolutnie konstytutywną jest właśnie zakochany spór z tym wszystkim, co za polskie się powszechnie uważa. Nie tylko, powiedzmy, Ujejski, ale i Słowacki, nie tylko Orzeszkowa, ale i Brzozowski, nie tylko poezja legionowa, ale i Gombrowicz, nie tylko poezja stanu wojennego, ale i dzisiejszy Miłosz. Im bardziej pokraczne formy przybiera to, co lubi się mienić polskim patriotyzmem, tym trudniej przyznać się, nawet przed sobą samym, do odczuć pokrewnych, choćby tylko z nazwy”271

W tym miejscu wspomnieć warto mało znaną pisarkę, Janinę Surynową-Wyczółkowską, emigrantkę z Argentyny (co zważywszy na dominującą w polonii argentyńskiej pozycję Gombrowicza samo w sobie jest już mocno interesujące), która w cyklu swoich książek zawarła bardzo szeroki opis „kwestii polskości”, dodatkowo obserwowany z kilku możliwych stanowisk. Książka Teresa dziecko nieudane jest utworem pisanym w formie pamiętnika. Akcja zaczyna się w momencie, w którym główna bohaterka jest nastolatką, w kraju zaś szaleje wojna. Bohaterka opisuje siebie jako osobę racjonalną, „gwiżdżącą na ideały, pacyfizmy i inne »izmy«272. Dzieciństwo upływa jej na obserwacji zmagań rodaków z hitlerowskim okupantem, w opisywaniu którego dziewczynka pozwala sobie na prowokujące, ostre oceny, używając takich sformułowań, jak: „złudzenia”, „nierozumny, oszalały patriotyzm” itp. Postawie polskiej przeciwstawia postawę francuską, dzięki której ofiary z ludzi nie były w sposób niepotrzebny składane w patriotycznej ofierze. Powieść Surynowej-Wyczółkowskiej jest o tyle ciekawa, że ironizujące, ale i racjonalnie tłumaczone podejście do ogólnie pojętej „polskości nade wszystko”, zmienia się wraz z rozwojem psychicznym bohaterki. Zmienia się w sposób niejednoznaczny, „nie-papierowy”. Patriotyzm można jednak odczytać tu jako postawę dojrzałą. Tym samym jego brak nie jest wcale (jak na przykład w piśmiennictwie Jędrzeja Giertycha) „złem”, czy „przekleństwem”, ale po prostu pewnym niedoświadczeniem. Bohaterka, która po wojnie znajduje się na emigracji, odkrywa, że treści, z których zawsze kpiła, w sposób chciany czy nie chciany zawsze jej towarzyszą, najpierw w Londynie, a potem w Buenos Aires: „Zdawało mi się, że ten nudny patos od dawna w mojej pamięci zaginął. Jednak teraz stojąc pod oknem odnajdywałam go”273. „Brak papierowości” w treściach zaprezentowanych przez Surynową-Wyczółkowską polega między innymi na tym, że w transformacji bohaterki wciąż, nawet po odkryciu w sobie patriotyzmu, nie rzuca się ona do gloryfikacji narodowej postawy. Wręcz przeciwnie, wciąż dają się odczuć targające nią silne wątpliwości. Wciąż irytuje ją typowo polski prymat entuzjazmu nad rozsądkiem, męczy historia powstania warszawskiego. Kolejnym wątkiem jest zaś zmaganie się Teresy z własną córką, która nie akceptuje swojej odmienności kulturowej i wypowiada słowa „wstydzę się, że jestem córką de una Polaca”274. Ciekawy jest również, na tle innych literackich obrazów polskiego emigranta, rozróżnienie między uchodźcami różnego okresu. I tak, kiedy córka Teresy przedstawia jej polskiego narzeczonego, który opuścił kraj w roku 1968, powojenna emigrantka nie potrafi się z nim dogadać275. Wtedy uświadamia sobie, że nie tylko powrót do kraju jest niemożliwy, ale również niemożliwa jest pełna asymilacja za granicą. Polskość zaś jawi się jako coś bez definicji, bez wspólnoty i jednak – mimo dojrzałego już podejścia – w pewnym sensie faktycznie przeszkadza literatowi na emigracji w „normalnym” funkcjonowaniu.



komentarze

Copyright © 2008-2010 EPrace oraz autorzy prac.