www.eprace.edu.pl » wojna-literacka » Sytuacja pisarzy w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej » Polityka kulturalna PPR/PZPR

Polityka kulturalna PPR/PZPR

Zjawisko, które nazwać można byłoby „zaanektowaniem kultury przez państwo”, nie było jednorazowym działaniem, które nastąpiło natychmiast po zakończeniu wojny. Jak każda zmiana społeczna związana z wdrażaniem systemu komunistycznego, upaństwowienie literatury i sztuki odbywało się stopniowo.

Dopiero w roku 1947, po wyeliminowaniu opozycji i zdobyciu całkowitej kontroli politycznej w kraju, komuniści rozpoczęli etap bezpośredniej ingerencji we wszystkie możliwe dziedziny życia kulturowego. W myśl hasła Stalina, że „pisarz jest inżynierem ludzkiej duszy”, proces rozciągania kontroli nad literaturą i sztuką potraktowany został przez nowe władze z dużą powagą. Działanie umożliwione zostało głównie poprzez rozrastający się aparat biurokratyczny nowego państwa. Instytucje powołane do kontrolowania kultury miały ponadto kilkuletnią już tradycję. Służące władzy ludowej Ministerstwo Kultury i Sztuki działało już od czasów Rządu Tymczasowego2. Poza ministerstwem istniał ponadto Komitet Kulturalny RM oraz – lokalnie wspomagające jego działanie – wojewódzkie rady kulturalne.

Poza naciskiem na rozwój kontrolującego kulturę aparatu biurokratycznego, w kwietniu 1947 wszystkim intelektualistom związanym z PPR-em nakreślone zostały tzw. zadania „pracy partyjnej” w środowiskach naukowych i twórczych3. Wymagano od nich, by wspólnymi siłami przeszczepiali nowy sposób myślenia na grunt odradzających się po wojnie szkół, uniwersytetów i innych miejsc związanych z nauką i kulturą. W celu przeszkolenia intelektualistów do prawidłowego przeprowadzenia „pracy partyjnej” w wyżej wymienionych środowiskach, odbyła się nawet specjalna konferencja, poprowadzona przez Jakuba Bermana. Nazwisko przewodniczącego konferencji nie jest tu bez znaczenia. Berman, późniejszy wicepremier, był w latach czterdziestych jednym z bardziej wpływowych polityków PZPR. Zaangażowanie czołowego przedstawiciela Partii w kwestie literatury i sztuki – w tym próba nakreślenia „właściwego toru”, na które skierowane powinno być piśmiennictwo – jest jednym z dowodów na to, jak wielkie znaczenie dla komunistycznych władz miała polityka kulturalna.

Zaangażowanie znanych polityków w kwestie literatury i sztuki było zresztą postępowaniem, które określić można by było jako „kalka ze wschodu”. W Związku Radzieckim tzw. Rada Artystyczna, służąca ludowej rewolucji, istniała już od roku 1917, zaś tradycja walnych zjazdów pisarzy sowieckich pod protektoratem władz sięgała roku 19374. Dlatego też pod koniec roku 1947 działacz komunistyczny Włodzimierz Sokorski zaatakował polskie władze za brak zdecydowanej koncepcji polityki kulturalnej, porównując jej braki z efektywnymi działaniami wschodniego sąsiada5. W efekcie w proces „aneksji kultury” zaangażował się praktycznie każdy ważniejszy polityk, łącznie z pierwszą osobą w państwie, czyli Bolesławem Bierutem. Jak każdy przedstawiciel władz, który zabierał głos w kwestii kulturalnej, Bierut podpierał swoje sugestie dokładnie skonstruowaną ideologią, zbieżną z oficjalnie obowiązującą interpretacją marksizmu. Według pierwszego sekretarza harmonijny rozwój po pierwsze „politycznej ekonomii”, a po drugie ogólnie pojętej „sztuki”, zapewniałby jedność przemian rewolucyjnych. W jednym ze swoich pism twierdził, że „niepodobna rozwiązać jednego, bez równoczesnego wypełnienia drugiego”6. Podobny ton narzucali swoim wypowiedziom inni działacze przekonując, że historycznie niezbędna jest równowaga pomiędzy malarstwem czy literaturą, a życiem gospodarczym państwa.

W końcu narzucona odgórnie i kontrolowana w sposób administracyjny „współpraca” kultury i komunistycznej polityki stała się faktem. Wówczas rozpoczęła się prawdziwa lawina kongresów, zjazdów i posiedzeń, na których przedstawiano twórcom – ze szczególnym uwzględnieniem pisarzy i poetów – jak wyglądać powinny nowe warunki ich działalności. Innymi słowy: w jakim duchu i stylu powinny powstawać ich utwory i jaka treść miałaby w nich dominować. Zaistniały w ten sposób schemat działań artystycznych pod każdym już prawie względem przypominał obowiązujący w Związku Radzieckim model tzw. „realizmu socjalistycznego”. W celu dalszej kontroli formy i tematyki wszelkich nowo powstałych dzieł, powołano do życia Związek Zawodowy Pracowników Kultury i Sztuki (w ramach którego występowali również pracownicy naukowi), który to związek podlegać miał Centralnej Radzie Związków Zawodowych, kierowniczego organu Zrzeszenia Związków Zawodowych w Polsce. Ośrodki decyzyjne związane ze ZZPKiS otwarcie lansowały „socrealizm”, który okrzyknięto stylem doskonałym oraz kanonem obowiązującym powszechnie w literaturze, filmie, sztukach plastycznych i teatralnych. Sokorski, który został w 1947 wiceministrem kultury i sztuki, określił nowy kierunek jako „prawdziwy, twórczy obraz, świadomie kształtowany przyczynowo i historycznie”7, samą formą wypowiedzi nawiązując już do usprawiedliwiającej komunizm filozofii marksistowskiej.

Oficjalnym „celem ideologicznym”, w imię którego nastąpić miało zespolenie polityki z kulturą, był postulat demokratyzacji. W programach PZPR-u orzekano, że w związku z „budowaniem socjalizmu” słuszne byłoby, aby artyści odzwierciedlali przede wszystkim codzienne życie ludzi pracy i tym samym działali na rzecz intensywnie dokonujących się politycznych przemian. Twórcy literatury, sztuki i nauki powinni – według oficjalnych wytycznych – opisywać „historyczny wysiłek narodu pod kierownictwem Partii oraz istotę socjalistycznych przeobrażeń społecznych i cywilizacyjnych”8. Kultura oderwana od rzeczywistości była z kolei przedstawiana jako moralnie negatywna, nienowoczesna i – przede wszystkim – niedemokratyczna, a w związku z tym: groźna. W myśl nowej ideologii, poprzez tematyczne zespolenie sztuki z życiem codziennym „szarego człowieka”, sankcjonowano jej egalitaryzm i domagano się jej powszechnej dostępności dla pracujących mas.

Udany proces odgórnego „sparaliżowania kultury”, ze szczególnym uwzględnieniem słowa pisanego, możliwy stał się dzięki rozległej cenzurze. Kontrola prasy i wydawnictw przez władze komunistyczne rozpoczęła się już w roku 1944, kiedy to powołane do życia zostało Ministerstwo Informacji i Propagandy. Jednym z istotniejszych organów ministerstwa był utworzony na mocy dekretu z 1946 roku Główny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk, któremu podlegały bardziej drobiazgowe urzędy okręgowe. Cenzorzy, jako urzędnicy państwowi, regularnie sprawdzali całą prasę krajową, a nawet tytuły, które ukazywały się niezależnie od państwowych koncernów (jak np. „Tygodnik Powszechny”). Poza prasą urzędowi podlegał każdy tekst drukowany, łącznie z etykietami produktów czy instrukcjami obsługi. Do czasów odwilży październikowej do niego należało również kontrolowanie zgodności słowa pisanego (oraz innych gałęzi sztuki) z zaleceniami socrealizmu.

W ramach monopolizacji kultury upaństwowione zostały wszystkie wydawnictwa, co zdecydowanie ułatwiło władzy kontrolę słowa pisanego. Tuż po wojnie, w latach 1945-1947, istniało w Polsce około stu wydawnictw prywatnych. Mimo ograniczonych możliwości finansowały one wówczas 40% produkcji. Do proponowanych przez nie tytułów, poza ówczesnymi nowościami, zaliczyć można także wznowienia literatury przedwojennej, okupacyjnej, a nawet – co niedługo później stało się praktycznie niemożliwe – literatury emigracyjnej. W roku 1951 wydawnictwa prywatne opublikowały już 3% wszystkich ukazujących się na rynku tytułów. Większość z nich bowiem została do tego czasu zlikwidowana, zaś tę resztę, której nie zamknęła cenzura, uzależniono od znacjonalizowanego przemysłu poligraficznego i centralnego rozdzielnictwa papieru9. Jeśli chodzi o wydawane po 1947 roku dzieła literackie, to poza pozycjami propagandowymi w programie wydawniczym znaleźć mogły się co najwyżej przedruki dzieł klasyków.

Życie literackie kraju, a także decyzja o wydawaniu bądź nie wydawaniu większości pozycji, powiązane zostały z funkcjonowaniem Związku Zawodowego Literatów Polskich (od 1949 nazwa została ZZLP skrócona do ZLP – Związek Literatów Polskich), organizacji wciąż budzącej historyczne i literackie kontrowersje10. Związek ten powstał teoretycznie w roku 1920, jako organizacja założona przez Stefana Żeromskiego. Trudno jednak mówić o jego ówczesnej kontynuacji. Związek Literatów Polskich, reaktywowany w 1944 roku pod hasłem „twórczego zrzeszenia” pisarzy PRL-u, miał z organizacją Żeromskiego wspólną w zasadzie tylko nazwę. Zwłaszcza, że jeszcze w roku 1939, po wkroczeniu Armii Czerwonej do Lwowa, kiedy już próbowano zachęcać pisarzy do współpracy z nowym reżimem, ówczesny prezes, przebywający we Lwowie Ostap Ortwin, zgodził się wprawdzie na „deklarację lojalności wobec wojskowych władz sowieckich”, ale tylko „do ukończenia wojny i rozstrzygnięcia sporów terytorialnych polsko-sowieckich na kongresie pokojowym”11. W rzeczywistości nastąpiła więc nie tylko bezprawna „aneksja” historycznego Związku Zawodowego Literatów Polskich, ale także faktyczne jego przekształcenie z organizacji artystycznej w polityczną. Nominalnie autonomiczny, podlegał strukturom kierowanym przez państwo. W latach czterdziestych i pięćdziesiątych każdy wybór prezesa czy rady Związku, przyjęcie nowego członka, a także każda decyzja literacka i wydawnicza, zależały od sytuacji politycznej oraz od „nienaganności” wydawanego czy nagradzanego twórcy. Jednocześnie tylko zrzeszeni literaci liczyć mogli na protektorat państwa oraz na samo uznanie ich za „pisarzy” czy „poetów”. Na skutek tak ścisłej współpracy, szeregi odgórnie administrowanej pisarskiej organizacji szybko rozrosły się do ponad tysiąca członków, mniej lub bardziej akceptujących powiązania ZLP z PZPR-em.

Polscy literaci ulegli w latach czterdziestych powszechnej dla socjalistycznego ustroju tendencji do regularnego organizowania ogólnopolskich zjazdów. Próba działania we wspólnocie administracyjnej, jaką był Związek Literatów, była jednak dodatkowym asumptem do nałożenia na twórców państwowej kontroli. Wspomniane zostało już, że do roku 1947 pisarze cieszyli się jeszcze względną swobodą, a wśród wydanych książek zdarzały się także dzieła na wysokim poziomie artystycznym, uznane później za sprzeczne z ideologią socjalizmu12. Zwrot nastąpił właśnie w roku 1947, kiedy Bolesław Bierut, obecny na III Zjeździe ZZLP we Wrocławiu, oficjalnie zapoczątkował piśmienniczą „rewolucję kulturalną”, atakując przy tym ideologiczne „niedostatki” polskiej literatury. Kolejny frontalny atak nastąpił w roku 1949, na osławionym IV Zjeździe ZZLP w Szczecinie. Tam właśnie wystąpił z referatem wspominany Włodzimierz Sokorski, który zapowiedział, że socrealizm stanowić będzie jedyne kryterium oceny twórczości literackiej13. Niedługo później powstał związany z resztą aparatu administracyjnego Instytut Badań Literackich.

Opis IV Zjazdu zawarty jest między innymi w książce Ucieczka za druty, biograficznym utworze Marii Antoniny Bonieckiej, członkini ZLP, usuniętej z partii w latach pięćdziesiątych za „błędy polityczne wobec sprawy węgierskiej” i „nie dość silne przeciwstawianie się błędnym tendencjom”, która następnie wyemigrowała z kraju:

„20 stycznia 1949 r. rozpoczyna swe obrady, zorganizowany z inicjatywy partii w Szczecinie, pierwszy po wojnie, tzw. IV Zjazd Związku Literatów Polskich, w składzie 44 delegatów ze wszystkich ośrodków krajowych. Gości nas Miejska Rada Narodowa (...). Było szaro i smutno. Od początku wiedzieliśmy, że nic dobrego z tego zjazdu nie wyniknie (...). Na sali królował niepodzielnie tow. Putrament. Precyzował pojęcie realizmu socjalistycznego w literaturze i obowiązki pisarza w PRL, wyliczał »zamówienia społeczne«, czyli tematy, gromił i szydził, groził. Wypraszał sobie bezwzględnie, w imieniu partii, jakiekolwiek »strupieszałe idealistyczne estetyzmy, psychologizmy, impresjonizmy, odrzucone dawno na śmietnik historii przez wielką literaturę radziecką«. Do żadnej szerszej dyskusji nie dochodzi, bo wszyscy jesteśmy spłoszeni ilością i postawą obecnych na sali gości z KC, KW i UB. Nowo obrany Zarząd Główny w osobach: Leona Kruczkowskiego, Jarosława Iwaszkiewicza, Ewy Szelburg-Zarembiny, Janiny Broniewskiej i Leopolda Lewina, dawał pełną gwarancje utrzymania nowej linii”14. Również w roku 1949, Stefan Żółkiewski, współtwórca PPR i literat związany z władzami wygłosił znamienna tezę, iż: „wartość dzieła literackiego sprawdza się odpowiedzią na pytanie, co zdziałało dla budowy socjalizmu w Polsce”15.

Od zjazdu szczecińskiego do początku lat pięćdziesiątych „nowa linia” faktycznie ubezwłasnowolniła ówczesne piśmiennictwo, zarówno pod względem formy jak i treści. Później, w czasach określanych mianem „odwilży”, a więc w latach 1953-57, po wydarzeniach październikowych oraz śmierci Stalina i Bieruta, literatura polska chwilowo „odetchnęła”, zarówno pod względem politycznym, jak i artystycznym. W kraju działy się wówczas rzeczy traktowane jako zapowiedź „ludzkiej twarzy socjalizmu”, z internowania powrócił kardynał Stefan Wyszyński, więzienia opuszczali także akowcy. Jednocześnie, wespół z amnestią polityczną, partia zliberalizowała kurs surowej jak dotąd kontroli słowa pisanego. PZPR odeszła również od oficjalnego popierania socrealizmu w sztuce, co dało początek chwilowemu, lecz dość intensywnemu rozkwitowi literatury, tłamszonej niemalże przez całą dekadę. Do druku dopuszczono wówczas niektórych pisarzy emigracyjnych, w tym nawet Witolda Gombrowicza, przedstawiciela estetyki zupełnie przeciwstawnej realizmowi socjalistycznemu. W efekcie wydawane w czasie odwilży utwory pozbawione były socrealistycznego balastu, a nawet pozwalały sobie na surową ocenę codzienności. Owa „surowa ocena codzienności” nie przybrała przy tym postaci pamfletów politycznych, ani otwartej walki pisarzy z systemem. Twórcy wyrażali sprzeciw bardziej za pomocą tekstów dotyczących kondycji człowieka i cywilizacji w świecie im współczesnym. Najważniejszym literackim wydarzeniem związanym ze złagodzeniem kursu, był zdecydowanie Poemat dla dorosłych Adama Ważyka, wiersz, w którym pierwszy raz otwarcie pojawiła się krytyka partii. Paradoksalnie utwór wydany został w tygodniku „Nowa Kultura”, oficjalnego organu ZLP, znajdującego się pod kontrolą władz. W Poemacie… Ważyka pojawiły się pytania o związek partyjnej teorii z polską praktyką, obrazy biedy i jałowej codzienności socjalistycznego kraju16, a także krytyka socjalistycznej propagandy17.

Publikacja Poematu dla dorosłych – mimo trwającej „odwilży” – odbyła się nie bez konsekwencji. Głos w sprawie utworu zabrała nawet sama Wanda Wasilewska, apelując następująco we wrześniu 1955 do I sekretarza Komitetu Centralnego KPZR Nikity Chruszczowa: „Uważam, że w Polsce sprawy na froncie kulturalnym źle stoją. Pod hasłami »wolności jednostki«, »wolności twórczości«, »swobody krytyki« prowadzona jest stała wroga agitacja przeciwko marksizmowi, przeciwko ustrojowi Polski Ludowej oraz przeciwko Związkowi Radzieckiemu. Znajduje to swój wyraz w publikowanych wydawnictwach (…). Przysyłam Wam poemat znanego polskiego poety, nagrodzonego orderami i nagrodami państwowymi, członka partii ogłoszony 21 sierpnia 1955 na pierwszej stronie oficjalnego organu Związku Literatów Polskich”18. List Wasilewskiej został następnie wysłany Bierutowi. W konsekwencji pracę redaktora naczelnego „Nowej Kultury” stracił Paweł Hoffman, w redakcyjnym personelu nastąpiły też inne zmiany osobowe. W urzędowej wykładni Poemat dla dorosłych okrzyknięty został dziełem antyhumanistycznym, antypartyjnym i antyludowym. Nakład tygodnika rozszedł się jednak błyskawicznie, mimo prób wstrzymania sprzedaży i wycofania numeru z kiosków.

Trudno mówić jednak o drastycznych posunięciach ze strony władz – poza krytyką wiersza na partyjnych zebraniach i w krajowej prasie, nie spotkała Ważyka żadna „surowa kara”. Na dyskusjach literackich zaś zdania co do Poematu dla dorosłych były już podzielone. Jedni trzymali stronę władzy i mocno krytykowali utwór. Z Dzienników powojennych Marii Dąbrowskiej wyczytać można następującą relację: „Wczoraj cały dzień zebranie Zarządu Głównego ZLP zwołane przez Słonimskiego jako reakcja na usunięcie Hoffmana ze stanowiska redaktora »Nowej Kultury« za wydrukowanie wiersza Ważyka (…). Już przed zebraniem pani Milska wyrażając dezaprobatę dla wiersza rzekła do mnie: »Wszystko można powiedzieć, ale wstrętna jest u Ważyka ta pogarda dla ludu. On obraził lud polski. To wiersz antyhumanistyczny«. Otóż słowo w słowo to samo mówili na zebraniu Putrament i Kruczkowski, i ktoś jeszcze, zdaje się – Broniewska”19. Dąbrowska, wyrażając swoja dezaprobatę dla postaw Kruczkowskiego, nie staje przy tym murem za Ważykiem. „Inna rzecz – konstatuje w swych Dziennikach powojennych pisarka – co zachowałam przy sobie, jakie Ważyk ma prawo mówić gorzkie prawdy znękanemu, zabiedzonemu narodowi, po tym wszystkim, co dotąd na chwałę partii wypisywał”20. Zdania na temat literackiego wybryku „antypaństwowego” były więc podzielone. Tacy pisarze jak Witold Wirpsza czy Mieczysław Jastrun opowiadali się jednak otwarcie za niepokornym kolegą, przyznając mu prawo nie tyle do „krytyki ustroju”, co przynajmniej do własnej wizji rzeczywistości.

W latach odwilży powoli zaczął się także dokonywać rozłam między kierownictwem partyjnym a Związkiem Literatów Polskich. Związany był on również z coraz wyraźniej ujawniającymi się problemami natury moralnej tych pisarzy, którzy próbowali poddać się „etycznej rehabilitacji” za niedawną akceptację stalinizmu. I tak na VII Walnym Zjeździe Delegatów Związku Literatów Polskich w grudniu 1956, na którym to zjeździe nowym prezesem wybrany został Antoni Słonimski, potępiono „komenderowanie kulturą w minionym okresie”, a także opowiedziano się za „rozszerzeniem stosunków z polskimi pisarzami na emigracji” i uchyleniem „ograniczeń w rozpowszechnianiu prasy emigracyjnej, w szczególności paryskiej »Kultury«”21. Z kolei na zjeździe literatów we Wrocławiu w roku 1958, a więc po już po okresie odwilży, pisarze ponownie wyrazili wprawdzie poparcie dla „socjalizmu”, ale konsekwentnie skrytykowali niektóre z dotychczasowych praktyk cenzury. W odpowiedzi „Trybuna Ludu” zapowiedziała, że nie będzie stosować represji wobec twórców, gdyż zadaniem ich jest dowolne wykorzystywanie talentu dla „budownictwa socjalistycznego”22.

Wszystkie te zabiegi, bardziej retoryczne niż merytoryczne, nie były jednak uwolnieniem piśmiennictwa od balastu cenzury i od odgórnie narzuconych trendów. Kulturalna odwilż, tak samo jak w przypadku odwilży politycznej, okazała się chwilowa. Widać to na przykładzie wspomnianego Adama Ważyka, który wprawdzie nie został ani zaaresztowany, ani wydalony z ZLP i zmarginalizowany jako pisarz, ale którego każdy wiersz trafiał od tej pory najpierw do Wydziału Kultury KC, a następnie do każdego z ważniejszych dygnitarzy – Edwarda Ochaba, Jerzego Morawskiego, czy Edwarda Gierka23. Sam Poemat dla dorosłych z kolei znalazł się na indeksie cenzury, w związku z czym uniemożliwiono Ważykowi włączenie go do wydanego w 1956 roku tomiku wierszy24. Generalnie w miarę stabilizowania się sytuacji politycznej w kraju i umacniania władzy Władysława Gomułki, chwilowa odwilż kulturowa także stawała się przeszłością. Szybki nawrót cenzury zmarginalizował skutecznie twórczość tak zwanego nurtu „rewizjonistów”: Leszka Kołakowskiego, czy „późnego” Wiktora Woroszylskiego. Oficjalnie zaatakował ich sam Gomułka, podczas plenum KC PZPR w 195725. Chwilę później nastąpił X zjazd Związku Literatów Polskich, który był już wyreżyserowany przez nowego kierownika Wydziału Propagandy i Agitacji KC PZPR Andrzeja Werblana. Wtedy to prezesem Związku został oportunistycznie nastawiony wobec politycznej rzeczywistości Jarosław Iwaszkiewicz26. Symboliczną datą końca „odwilży” stał się zaś październik 1957 roku, kiedy na polecenie KC PZPR zamknięte zostało pismo „Po prostu”, krytykujące brak dalszych reform. Jednocześnie redakcję „Nowej Kultury”czyli wspominanego już pisma, które pełniło rolę organu Związku Literatów, wciąż współpracującego z partią – objął Stanisław Żołkiewski, twórca będący zdeklarowanym przeciwnikiem „walki z władzą ludową”. W tym samym październiku Leon Kruczkowski, pisarz i wysoki rangą działacz partii, negatywnie oceniał zanik kierowniczej roli PZPR w kulturze i brak konsekwentnej polityki kulturalnej. „Ostatnie dwa lata można by określić jako okres jakby nieobecności partii na froncie kultury, wycofywanie się z walki, z aktywnego wpływania na rozwój procesów i zjawisk, ograniczanie się jedynie do najbardziej administracyjnego typu ingerencji, ingerencji negatywnej, a mianowicie cenzuralnej w wypadkach szczególnie jaskrawych”27.

Drugą falą zaostrzenia cenzury były lata sześćdziesiąte, a konkretniej wydarzenia związane z tzw. Listem 34, z roku 1964, zakończone zamieszkami studenckimi i wyrafinowaną kampanią antyżydowską z roku 1968. Wtedy to, w miejsce chwilowej luki pozostałej po „cenzurze bierutowskiej”, pojawiła się tzw. „cenzura gomułkowska”. Wartym wzmianki wydarzeniem związanym z nową falą administrowania kultury jest przypadek Hanny Szarzyńskiej-Rewskiej, którą – pod zarzutem kolportowania w kraju paryskiej „Kultury” oraz przetrzymywania pisma w domu – skazano na trzy lata więzienia28. W sposób widoczny więc czasy odwilży stały się minioną już historią, a polskie piśmiennictwo na nowo zamknięte zostało w okowach nieustannej cenzury.

Jedyną konkretną różnicą między czasem po-październikowym a okresem stalinowskim był obcy latom pięćdziesiątym częściowy konflikt na linii Partia – Związek Literatów Polskich. Na III Zjeździe PZPR Gomułka ogłosił, że pod wpływem burżuazyjno-liberalnych tendencji w polityce „powstała pewna ilość utworów o szkodliwej wymowie ideowej. Powstała literatura czarna, głosząca rozpacz i bezsiłę człowieka, utwory, które oczerniają socjalizm i idealizują jego wrogów. Niepokoi naszą partię fakt, że pewna część czołowych działaczy Związku Literatów Polskich pod szyldem obrony wolności twórczości walczy o wolność publikacji tych dzieł”. Na początku lat sześćdziesiątych podjęte zostały dalsze liczne akcje, mające na celu ukrócenie aspiracji pisarzy i intelektualistów, rozbudzonych w czasie odwilży. Rozwiązano, na przykład, klub dyskusyjny studentów Uniwersytetu Warszawskiego, zlikwidowano „Przegląd Kulturalny”29. Metodą zastraszenia starano się także ograniczyć kontakty kraju z zagranicą – w roku 1961 odbył się proces Anny Rudzińskiej, która dla paryskiej „Kultury” podjęła się… przetłumaczenia książki, uznanej przez cenzurę za „wrogą”. Proces zakończył się wyrokiem więzienia na jeden rok.

W odpowiedzi na nasilające się szykany względem wolnego słowa, środowiska intelektualne przygotowały pierwszy w zasadzie oficjalny protest. Był nim List 34, podpisany przez trzydziestu czterech literatów i filozofów protest oraz postulat złagodzenia kursu władzy w jednym. Charakterystyczne dla listu było to, że sygnowany został nazwiskami ludzi przyjmujących dotąd mocno zróżnicowane postawy względem socjalistycznej władzy i ideologii. Znalazł się wśród nich zarówno Antoni Słonimski, jak i Jerzy Andrzejewski, Maria Dąbrowska, Melchior Wańkowicz, czy zbierający podpisy Jan Józef Lipski. Owo wystąpienie do władzy było wprawdzie względnie wyważone w tonie i umiarkowane, stanowiło nawet bardziej analizę stanu kultury niż otwarty protest. Sygnatariusze dokumentu twierdzili, że „Ograniczenie przydziału papieru na druk książek i czasopism oraz zaostrzenie cenzury stwarza sytuację zagrażającą rozwojowi kultury narodowej. Niżej podpisani, uznając istnienie opinii publicznej, prawa do krytyki, swobodnej dyskusji rzetelnej informacji za konieczny element postępu, powodowani troska obywatelską, domagają się zmiany polskiej polityki kulturalnej w duchu praw zagwarantowanych przez Konstytucję Państwa Polskiego”30. Mimo ostrożnego tonu Listu 34 złożenie pod nim podpisu było aktem cywilnej odwagi, zwłaszcza w obliczu licznych represji względem ówczesnych „opozycjonistów”.

Reakcja władzy była dość nieoczekiwana. Zarówno Gomułka, jak i ówczesny premier Józef Cyrankiewicz nie udzielili na List 34 żadnej odpowiedzi, a krajowa opinia publiczna dowiedziała się o nim z Radia Wolna Europa. Ten fakt dopiero potraktowany został jako pretekst władz do tego, by wytoczyć autorom postulatu oskarżenia o informowanie zachodniego wywiadu o mało znaczących niedociągnięciach PRL-u, co w ówczesnej sytuacji politycznej równało się oskarżeniom o zdradę31. W maju 1964 Zenon Kliszko, członek PZPR-u odpowiedzialny miedzy innymi za „sprawy ideologii”, na zjeździe pisarzy Ziem Zachodnich i Północnych pouczył literatów o stawianych im ideologicznych zadaniach, przybierając tym samym ton z walnych Zjazdów ZLP jeszcze przed październikową odwilżą32. Na inicjatywy studentów UW popierające akcję Listu 34, władze odpowiedziały aresztowaniami – wtedy to po raz pierwszy do więzienia trafił Jacek Kuroń i Karol Modzelewski33. Zatrzymany przez milicję został też inicjator listu, Lipski34. Także Wańkowiczowi, z racji jego niedawnego pobytu za granicą, wytoczono proces o przesyłanie informacji państwowych w prywatnej korespondencji. Z „sankcji literackich” bezpośrednimi bądź pośrednimi następstwami Listu 34 było ograniczenie nakładu dla „Tygodnika Powszechnego”, oraz całkowity zakaz druku tekstów współpracującego z „Tygodnikiem” Leopolda Tyrmanda, łącznie z popularną już wówczas powieścią Zły. Obiektem napaści stał się także Paweł Jasienica czy Stefan Kisielewski. W przypadku Jasienicy wiązało się to z nieustannymi telefonicznymi podsłuchami, czy stałą inwigilacją (także podczas urlopu)35. Kisielewski został z kolei przez bezpiekę pobity36. Innym odmawiano masowo wydania paszportów lub ograniczano możliwości publikacji.

Mimo kolejnych prób uwolnienia się od cenzury (np. podczas wydarzeń marcowych roku 1968), towarzyszyła ona ustrojowi socjalistycznemu aż do jego upadku. Z punktu widzenia struktury prawnej, aż do roku 1981 cenzura działała na podstawie przestarzałego dekretu Krajowej Rady Narodowej z 5 lipca 1946 roku. Po roku 1964 jednym z silniejszych jej akordów było ogłoszenie przez Władysława Gomułkę zdemaskowania działającej w kraju „piątej kolumny izraelskiej”, po którym to ogłoszeniu rozpoczęto wstrzymywanie publikacji osób faktycznego i domniemanego pochodzenia żydowskiego. Walka z literackim podziemiem nie była wprawdzie już tak drastyczna jak w latach czterdziestych i pięćdziesiątych, a sami artyści i literaci nauczyli się żyć z cenzurą i „przemycać” między wierszami zakazane treści. Nie wprowadzone zostały jednak żadne ułatwienia dla twórców niezależnych, szczególnie tych, którzy pozwalali sobie na krytykę władz lub socjalistycznej rzeczywistości. Także dostęp do literatury emigracyjnej był w wielu przypadkach praktycznie niemożliwy – czego świadectwem może być to, iż dopiero po upadku ustroju możliwe stało się wydanie chociażby pewnych dzieł noblisty Czesława Milosza.



komentarze

Copyright © 2008-2010 EPrace oraz autorzy prac.