www.eprace.edu.pl » wojna-literacka » Sytuacja polskich literatów na emigracji » Próby ujednolicenia emigranckich ośrodków literackich i związane z nimi trudności. Charakterystyka ośrodków.

Próby ujednolicenia emigranckich ośrodków literackich i związane z nimi trudności. Charakterystyka ośrodków.

Poza zakorzenioną w polskiej historii tradycją politycznej i kulturowej emigracji, charakterystycznym rysem jest dla niej również nieustanna próba ujednolicenia środowisk zamieszkałych na obczyźnie, zarówno pod względem programowym, jak i literackim. Innymi słowy, już od czasów polistopadowej Wielkiej Emigracji, wśród Polaków trwały starania o uformowanie czegoś w stylu „kompromisowej jedności”. W roku 1945 niektóre „historycznie stałe” wątki emigracyjne uległy powtórzeniu. I tak, mimo wielości ośrodków oraz wielości charakterów pisarskich i politycznych, podejmowano silne próby wypracowania wspólnego rysu ideologicznego oraz wspólnego planu działania, czy też przynajmniej jednolitego ustosunkowania się do zaistniałej sytuacji. Rolę bastionu gwarantującego jako tako polityczną jedność emigracji był przede wszystkim negatywny stosunek do ustroju Polski Rzeczpospolitej Ludowej i do zależności kraju od Związku Radzieckiego, a także uznanie, choćby symboliczne, obecności prawomocnego rządu na uchodźctwie.

Próby utworzenia pewnego wspólnego frontu dotyczyły też twórczości. Początkowo także na obczyźnie próbowano znaleźć zastosowanie dla takiej konwencji literackiej, która w sposób powszechny przyjęta została w kraju. Dlatego też, trochę na wzór Związku Literatów Polskich, powstał w roku 1945 opozycyjny względem niego Związek Pisarzy Polskich na Obczyźnie (w skrócie: ZPPO). Była to dość silna początkowo organizacja emigracyjnych pisarzy, założona w Londynie. Związek – poza tym, że zrzeszał literatów na uchodźctwie – prowadził też działalność ogólnokulturową oraz wydawniczą, a także organizował dla swoich członków pomoc materialną. Od roku 1947 ZPPO zaangażował się również w walkę polityczną. W ramach „walki” podjęta została uchwała wzywająca do zaniechania wszelkich publikacji w wydawnictwach Polski Ludowej. Działanie to miało być sprzeciwem wobec panującego w PRL-u reżimu oraz wobec przyjętej przez niektórych pisarzy krajowych postawy ugodowej, czy oportunistycznej. Odmawianie publikowania nawet tych dzieł, które nie zawierały żadnej tematyki politycznej, stanowiło zdaniem autorów uchwały jedyną możliwą postawę opozycyjną, jaka przyjęta mogła być przez emigranta-literata. Decyzja ta powtórzona została po raz drugi w roku 1956, wspomniano o niej także w czerwcu 1957 roku na odbywającej się pod hasłami walki z komunistyczną tyranią Konferencji Wolnej Kultury Polskiej118.

Poza oficjalnymi działaniami, czyli wspomnianym tworzeniem związków i wydawaniem oficjalnych organów związkowych, starano się także wyznaczyć wspólny rys polityczno-społeczny, metodą dyskusji prasowej czy literackiej. Innymi słowy poprzez kulturę starano się wypracować jednolite stanowisko i w imię jego założeń zbiorowo wpływać na bieżącą politykę kraju. Tego typu aktywność wykazywały kręgi twórców skupionych wokół najważniejszych prasowych tytułów emigranckich, a więc londyńskich „Wiadomości”, paryskiej „Kultury”, czy nowojorskiego „Tygodnika Polskiego”. Jan Lechoń na przykład, zakładając w Stanach Zjednoczonych swój periodyk, wyrażał nadzieję, że: „»Tygodnik Polski« służyć będzie jedności polskiej w przekonaniu, że jedność ta oparta o zrozumienie wspólnego dobra, które stoi ponad wszystkimi dzielącymi nas na co dzień i mającymi nas jeszcze dzielić w przyszłości względami, że jedność ta jest niezbędna i – co najważniejsze – możliwa”119.

Jednakże, mimo licznych prób politycznego i światopoglądowego ujednolicenia literackiej emigracji, środowisko pisarzy polskich na uchodźctwie było – także tradycyjnie – mocno podzielone. Poza różnicami najbardziej podstawowymi, takimi jak odmienność gustu literackiego, czy też odmienność osobowości i temperamentu, emigrację globalnie dzieliły poglądy polityczne, stosunek do pisarzy krajowych, arbitralność stanowisk oraz sposób myślenia o przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Mnogość detali, co do których toczyli ze sobą spory literaci na emigracji, jest w zasadzie niepoliczalna. Warto jednak zaznaczyć główne kierunki polemik i dyskusji, jakie toczyły między sobą najważniejsze ośrodki emigracyjne lub ewentualnie pojedynczy przedstawiciele „literackiego uchodźctwa”.

Najbardziej interesującą dystynkcją ideologiczną jest ta rysująca się pomiędzy dwoma najprężniejszymi centrami kulturowymi na emigracji, a więc między Londynem a Paryżem. Wspomniane zostało już, że w stolicy Wielkiej Brytanii polonia skupiona była wokół rządu i związanej z rządem kultury wojskowej. We Francji natomiast polityka z kulturą były powiązane w sposób bardziej rozluźniony. To właśnie w podstawowej mierze nie tylko wpływało na literacko-kulturowy rys obu ośrodków, ale i dzieliło reprezentantów emigracji angielskiej od rodaków zamieszkujących Francję. Podstawowym zaś problemem, co do którego dwa emigranckie „zagłębia kulturalne” przez długie lata nie mogły dojść do porozumienia, było ustosunkowanie się do pisarzy krajowych, a konkretniej do tego, w jakiej mierze (i czy w ogóle) stosunki literackie między krajem a zagranicą powinny być utrzymywane.

Nie należy zapominać o roli, jaką odegrała wówczas wspominana już emigrancka prasa kulturowa. „Atrakcyjność periodyków nie polega jednak wyłącznie na ich dostępności. W warunkach wychodźczych spełniały bowiem wielofunkcyjna rolę, starając się, a i będąc do tego zmuszane okolicznościami, wyręczać instytucje życia społecznego – były więc po trosze klubami dyskusyjnymi, almanachami literackimi, miejscem utarczek i polemik historycznych, formulatorami myślenia politycznego, wreszcie ważnym elementem integrującym”120.

Literackie środowisko polityczno-wojskowego Londynu szybko (bo już od 1946 roku) skupiło się wokół społeczno-kulturowego tygodnika „Wiadomości”, będącego kontynuacją wydawanych w latach 1940-1944 „Wiadomości Polskich, Politycznych i Literackich”. Założycielem i długoletnim redaktorem pisma (aż do roku 1970) był Mieczysław Grydzewski121. Osobowość i biografia redaktora z pewnością wpłynęła na klimat tworzonego przez niego periodyku na równi z okolicznościami, w ramach których pismo było wydawane. Redaktor był przede wszystkim dawnym piłsudczykiem, przyjacielem generała Władysława Sikorskiego i osobą silnie związaną z czymś, co określić można by mianem „patriotyzmu wojskowego”. Postawa ta przejawiała się w otwartym i bezkompromisowym potępieniem komunizmu i sytuacji w Polsce, jak również w wyrażaniu chęci „reaktywowania przeszłości” i odbudowania II Rzeczpospolitej w przedwojennych granicach – wzbogaconych ewentualnie o ziemie zachodnie jako wojenną rekompensatę poniesionych strat122. W jednym z Listów do Redakcji, rubryce ukazującej się stale w „Wiadomościach”, jeden z czytelników półżartem określił redaktora następująco: „dzwonnik ciągnący Big Bena za sznurek, by stary Dąbrowskiego usłyszeć mazurek”123. W związku z tak ostentacyjnie patriotyczną i bezkompromisową jednocześnie postawą, ekipa Grydzewskiego w sposób niezwykle surowy traktowała także wszystkich literatów pozostałych w kraju. Poza oczywistymi przyczynami ideologicznymi, dla redaktora naczelnego oportunistyczna postawa niektórych dawnych przyjaciół (szczególnie Juliana Tuwima, z którym mocno zaprzyjaźniony był przed wojną124) była bardzo bolesna. Swój zawód wyrażał więc między innymi w postulacie całkowitego zerwania kontaktów z krajową literaturą. Reszta pisarzy związanych z „Wiadomościami” w większości swojej podzielała zdanie Grydzewskiego, zarówno co do sytuacji politycznej (np. głośno i otwarcie oprotestowanego na łamach tygodnika „jałtańskiego rozbioru”), jak i na temat krajowych literatów.

Na skutek swojej postawy przedstawiciele emigracyjnego Londynu doczekali się określenia ich mianem „niezłomnych i nieprzejednanych”, które to określenie funkcjonuje na stałe już w literaturze tematu. Model „niezłomnych i nieprzejednanych”, czy inaczej „londyńczyków”, z perspektywy czasu określany jest także jako romantyczny oraz mocno konserwatywny. „Pokolenie to cechowały – wywiedzione z tradycji szlacheckiej – honor i brawura, romantyczny gest i pozytywistyczne społecznikostwo, »rząd dusz« i służba państwu”125. Zygmunt Nowakowski, zastępca redaktora naczelnego i jedna z istotniejszych osobistości „Wiadomości” (oraz współtwórca uchwały z 1947 roku dotyczącej niewydawania literatury emigracyjnej w kraju), na stawiane mu zarzuty „zaślepionej bezkompromisowości” przyznawał nawet: „Tak jest! Wcale się tego nie wstydzę. Są sprawy, o których nie chcę i nie umiem dyskutować. I wtedy jestem pryncypialistą, maksymalistą, pieniaczem, fanatykiem, psem na sztandarze, czym chcecie!”126. Zgodnie z pozornie autoironiczną wypowiedzią Nowakowskiego, londyńczycy twardo bronili swoich ideologicznych pryncypiów. W myśl innej wypowiedzi Nowakowskiego, o tym, że „pojęcie narodowości łączy się ściśle z pojęciem ofiary, z pojęciem walki, krwi i bólu”127, środowisko „Wiadomości” długo broniło słuszności stanowiska przemawiającego za literacką izolacją książek wydanych na emigracji, widząc w tym akcie jedyną możliwość walki, do której wciąż nawoływali.

Pisarze polscy zamieszkujący stolicę Wielkiej Brytanii dość jednogłośnie wypowiadali się także na temat roli literatury emigracyjnej, widząc w niej przede wszystkim pewne powołanie, kontynuację mickiewiczowsko-sienkiewiczowskiej tradycji nieustannego „bycia z narodem” poprzez piśmiennictwo. Dlatego też, chociażby przez wspomnianego Nowakowskiego, potępione zostały nie tylko polityczne postawy rodaków, ale także nowoczesna, odcinająca się od przeszłości i patriotycznego tonu estetyka literacka, reprezentowana na przykład przez Witolda Gombrowicza128. Jednoznacznie, bez prób dyskusji czy zrozumienia, odnoszono się również do konkretnych literatów pozostałych i tworzących w kraju. Tłumaczy to krótko profesor Kazimierz Braun, reżyser teatralny do dziś przebywający na emigracji: „Jeśli bowiem, na przykład, Józef Mackiewicz, radykalny i jednoznaczny komunista, przez całe swoje emigracyjne życie rozpoznawał reżim panujący po wojnie w Polsce jako obcy, narzucony i antynarodowy, to wynikało dlań tego, że sławiący ten reżim pisarze oddają swoją twórczość na usługi obcym i przyczyniają się do zniewalania narodu”129. Większość „londyńczyków” rozumowała w podobny sposób.

Wrogość „niezłomnych i nieprzejednanych” wobec nowego systemu w kraju przyczyniła się do kreowania przez nich pewnej czarno-białej wizji rzeczywistości, w której – niejednokrotnie w tonie podobnym do oskarżeń formułowanych w PRL-u – stworzono obraz „jedynej słusznej postawy”. Postawa ta charakteryzowała się określonym wyznaniem politycznym, wiernością rządowi londyńskiemu i deklaracjom odbudowy II Rzeczpospolitej. Bardzo trudno było również w tę postawę odpowiednio „trafić”, gdyż, w myśl jej podstawowych założeń, „prawie wszyscy powracający do ojczyzny stawali się zdrajcami, a niemal każdy Polak przybywający z kraju był uznawany za komunistę”130. Czesław Miłosz oskarża nawet ówczesną bezkompromisowość polskich literatów z Wielkiej Brytanii o wywołanie w Antonim Słonimskim chęci powrotu: „Słonimski w Londynie (…) dzielił negatywny pogląd na politykę emigracji. Zaczął wydawać tam miesięcznik czy raczej kwartalnik »Nowa Polska«, neutralny politycznie, ale to wystarczyło, żeby znaleźć się na emigracyjnym indeksie, i dalej nie miał już innego wyjścia, jak wrócić”131. W tonie wypowiedzi Miłosza zawarta jest oczywiście lekka przesada, jednak tłumaczy ona niechęć wielu powojennych emigrantów z Londynu do otaczającego ich „własnego środowiska”. Ostatecznie, w myśl zasady „niezłomności”, ostra nagonka ze strony ludzi związanych z „Wiadomościami” spotkała zarówno Antoniego Słonimskiego, czy Ksawerego Pruszyńskiego, którzy zdecydowali się w końcu opuścić Londyn, jak i Czesława Miłosza, który udał się na emigrację w czasie późniejszym niż większość literatów. W roku 1953 manifestem skrajnej, literackiej, ale i politycznej opinii stały się słowa Józefa Mackiewicza: „Nie ma w tej chwili żadnej »Polski« w znaczeniu politycznym, żadnego »państwa« polskiego, ani »ludowego«, ani »pojałtańskiego«, ani »Bierutowego«, ani innego, poza praworządną reprezentacją Rzeczypospolitej na emigracji w Londynie”132. Poza kwestiami politycznymi krytykowano również każdą postawę opowiadającą się za podjęciem próby dyskusji z krajową literaturą. Następująco podsumowywał klimat panujący wokół periodyku Jan Lechoń: „»Wiadomości« londyńskie uznały nieprzekraczalną granicę między przysługującym każdemu pisarzowi prawem wolnego wyboru dróg publicznego dobra a tym, czego mu, choćby był obdarzony poetyckim talentem, mówić nie wolno, co nie jest wyznaniem politycznej wiary tylko najemną służbą wroga”133.

Dlatego też zupełnie inaczej prezentuje się na tle emigracyjnego Londynu i związanych z nim „Wiadomości”, środowisko polskich literatów w Paryżu. Pisarze skupieni wokół Jerzego Giedroycia i słynnej „Kultury” mieli na ogół ideę otwarcia na kraj i długofalowego oddziaływania politycznego emigracji. Dominującą wśród nich postawą była deklaracja chęci budowania wolności demokratycznej w nowych warunkach – nie zaś w historycznych już ramach II Rzeczpospolitej. Poddawali pod dyskusję również dążenia do niepodległości narodów wschodniosłowiańskich, a co za tym idzie: nie dla wszystkich jednoznaczną polskość Lwowa i Wilna. Ideologia „paryżan” była więc ideologią daleko perspektywiczną, a zarazem – biorąc pod uwagę ówczesny sposób powszechnego myślenia o przyszłości Polski – odważną. Miała ona wpływ również na ukształtowaną przez „Kulturę” wizję literackiej współpracy. Giedroyć, zarówno na łamach swojego pisma jak i w bezpośrednich polemikach, nie zgadzał się na dzielenie pisarzy ze względów ideologicznych, czyli na tych, którzy zdecydowali się pozostać w kraju i na emigrantów. Wedle redaktora tylko przeciwdziałanie „rozłupywaniu kultury polskiej na krajową i emigracyjną może osłabić cenzurę i zniwelować podziały”134. Bycie emigrantem nie oznaczało dla więc Giedroycia i jego współpracowników izolacji względem opuszczonej ojczyzny, ale raczej próbę podjęcia z nią dyskusji. O „zrozumienie narodu” apelował między innymi jeden z czołowych współtwórców „Kultury”, Gustaw Herling-Grudziński: „Przysłuchujemy się dyskusjom, w których mechaniczny jazgot frazesów komunistycznych nie jest w stanie zagłuszyć poczucia rozpaczy i ślepego zaułka”135. W innej swojej wypowiedzi tłumaczył związek redagowanej również przez niego gazety z sytuacją w PRL-u: „mnie chodziło o pismo, które by było pomostem między emigracją a krajem, które by służyło krajowi pomocą w sensie idei i informacji”136. Wedle badacza paryskiego miesięcznika, Andrzeja Kowalczyka, „»Kultura« wyraźnie proponowała nowe określenie społecznego statusu pisarza, biegunowo odmienne zarówno od oportunizmu wobec władzy krajowych literatów, jak i od wzorca »londyńskiego« nacechowanego romantycznym epigoństwem i poczciwie patriotycznego”137.

Postawa paryskiej emigracji literackiej zaowocowała otwartą różnicą zdań względem postawy Londynu po tym, jak Związek Pisarzy Polskich na Obczyźnie powtórzył w roku 1956 uchwałę w sprawie powstrzymywania się od kontaktów z krajem, wyrażoną głównie w postulacie niewydawania i niekolportowania literatury krajowej na emigrację i odwrotnie. Pierwowzór spornego postanowienia, czyli wspominana rezolucja z roku 1947, była mniej kontrowersyjna. Wówczas słynne niedrukowanie w wydawnictwach PRL-u oficjalnie miało na celu „sparaliżować podjętą w Londynie przez komunistyczne czynniki krajowe pozyskania sobie niektórych spośród pisarzy polskich na emigracji do współpracy z wydawnictwami kontrolowanymi przez reżim”138. Innymi słowy: pierwszy akt oficjalnej izolacji, akt z roku 1947, potraktować można faktycznie jako gest obronny „Londynu” przed inwigilacją, której faktycznie obawiali się wówczas literaci. Dlatego też – już z historycznego punktu widzenia – uchwały broni między innymi Nina Tylor-Terlecka tłumacząc, że „była [ona] konsekwencją pozostania na emigracji politycznej. Oznaczała jasne zajęcie stanowiska wobec rzeczywistości panującej w Polsce i odrzucenie na całej linii propagandy komunistycznej. Była aktem »niekolaboracji« z okupantem i jego organami, aktem samoobrony przed atakiem zdążającym do rozbicia ośrodka intelektualnego wychodźstwa139. O ile jednak decyzję z lat czterdziestych można potraktować jako faktyczną próbę „mobilizacji szeregów” i wypowiadanie wojny krajowej cenzurze, o tyle bardziej kontrowersyjne stało się powtórzenie jej założeń, zaakcentowane przez londyńskie „Wiadomości”, już w czasie literackiej odwilży w kraju. Deklaracja z roku 1956, która potwierdzała dobrowolną izolację względem wydawnictw krajowych, przyjęta została przez środowisko paryskie i część amerykańskiego już niechętnie. Wacław Iwaniuk, jeden z literatów związanych z paryską „Kulturą”, ze względu na deklarację publicznie zrezygnował z członkowska w Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie tłumacząc, że „nie mogę w tym momencie zdobyć się na minimum tolerancji w stosunku do autorów tak antypolskiego wystąpienia i nie widzę żadnego usprawiedliwienia dla tego monstrualnego tworu, będącego konglomeratem pustych zdań”140.

Konflikt między środowiskiem „Kultury” a pisarzami związanymi z londyńskimi „Wiadomościami” nie ograniczał się tylko do odmiennej opinii na temat wydawania bądź niewydawania literatury emigracyjnej w kraju. Sama kwestia wydawnicza i potępianie bądź niepotępianie pisarzy zamieszkałych w PRL-u były ostatecznie tylko elementami pewnego „światopoglądowego pakietu”, który określał szersze stanowisko względem komunistycznej rzeczywistości ówczesnej Polski. Dość wyrazistym akcentem konfliktu stał się zakaz kolportażu paryskiej „Kultury” w Londynie, o który zaapelował jeszcze w roku 1948 sam generał Anders141. Bezpośrednim powodem, który zaowocował apelem generała, były zamieszczone w piśmie Giedroycia kontrowersyjne artykuły Aleksandra Janty-Połczyńskiego czy Witolda Kostrzyńskiego. W tekście Janty-Połczyńskiego, reportażu zatytułowanym Wracam z Polski, rodacy przedstawieni są przez autora jako ludzie, którzy chcą przede wszystkim żyć i przeżyć, nie zaś – cierpieć. Mają też nadzieję, że uda im się wypracować jakąś formę współpracy z komunistami, która jednocześnie zapewniłaby im bezpieczeństwo i nie hamowała rozwoju kraju. Reportaż był w założeniu zachętą do każdego możliwego sposobu na to, by nie tracić kontaktu z krajem, a także próbą udowodnienia, że program Londynu jest zbyt zachowawczy wobec procesów zachodzących w ojczyźnie. Wśród brytyjskiej emigracji tekst został odczytany jednak jako przejaw oportunizmu, a nawet jako jednoznaczny dowód sympatii dla władzy komunistycznej142. W zamieszczonej w „Wiadomościach” recenzji reportażu, Nowakowski zarzucił Jancie „pisanie o wyzwoleniu Polski przez armię radziecką bez użycia niezbędnego cudzysłowu”, opatrując cytowane przez siebie fragmenty „zgoła nieliterackimi komentarzami143. Zakaz kolportażu „Kultury” zaś, wydany przez Andersa, nie przybrał wprawdzie formy żadnego oficjalnego rozporządzenia, lecz miał raczej charakter czegoś w stylu „odezwy moralnej”. Był jednak znaczącym gestem świadczącym o tym, jak dalece w kwestii nastrojów linia paryskiej „Kultury” zaczęła odbiegać od ideologii prezentowanej przez „Wiadomości”.

Jerzy Giedroyć, poza tym, że utożsamiał się z pewnym światopoglądem politycznym, swoją taktykę tłumaczył również przekonaniami stricte literackimi. Uważał, że zgoda na zamieszczanie w prowadzonym przezeń miesięczniku tekstów również kontrowersyjnych (a takim był właśnie wspomniany tekst Janty-Połczyńskiego), jest przejawem prawdziwej wolności słowa. Wolność tę przeciwstawiał każdej możliwej propagandzie, nie tylko propagandzie peerelowskiej. Stanowisko swoje tłumaczył następująco: „(…) staram się zagadnienie naświetlać możliwie wszechstronnie (…). Robię to tym śmielej publicznie, że »Kultura« nie jest pismem dla mas, ma publiczność wyłącznie inteligencką (…). Idzie mi o to, by to była pozycja sama w sobie, przez nikogo nie firmowana”144. Zarówno zgoda na szerokie spektrum poglądowe, któremu patronowała „Kultura”, jak i na związane z nią ścisłe kontakty pisarzy emigracyjnych z literatami krajowymi, dla środowiska „Wiadomości” równały się jednak przekreśleniu wypracowanej przezeń ideologicznej roli emigracji. Dlatego też – mając za sobą dodatkowo autorytet generała Andersa – nie mogło zgodzić się na polityczne i literackie propozycje paryskich oponentów.

W związku z odwilżą październikową oraz wydaną przez Londyn w roku 1956 wspominaną rezolucją, jeszcze mocniej zaostrzyły się różnice pomiędzy emigrantami skupionymi wokół „Wiadomości” a redakcją „Kultury”. Giedroyć i wielu jego przyjaciół z redakcji potraktowało polski październik jako obiecujący, spontaniczny i samodzielny ruch opozycyjny. W imię krajowego „zrywu wolności” „Kultura” analizowała i wspierała te formy protestu, o których informacje dochodziły z kraju. Akceptowała tym samym pewną postawę, którą określić można jako „możliwe zastąpienie dużego zła mniejszym złem” w przypadkach, w których na takie posunięcia zezwalała sytuacja polityczna. Metodą na to miały być między innymi wzmożone kontakty literackie kraju z emigracją, „przemyt książek” zakrojony na szerszą skalę niż dotychczas i – tym samym – pomoc w próbie ograniczenia cenzury słowa. Maszynopisy książek ocenionych negatywnie przez peerelowską cenzurę przewoziła głównie młoda inteligencja, dystansująca się wobec panującego reżimu: przykładem może być transport nieznanych za granicą Cmentarzy Marka Hłaski, dokonany przez Agnieszkę Osiecką. „Kultura” organizowała również stypendia dla niektórych studentów z kraju, szczególnie tych związanych z twórczością literacką.

Punktami zapalnymi, które w czasie odwilży poróżniły nie tylko literackie środowiska emigracyjne, lecz również indywidualnych pisarzy145, były niektóre dyskusyjne posunięcia Jerzego Giedroycia, związane właśnie z działaniem „pro-odwilżowym”. Jednym z nich było zaproszenie do redakcji „Kultury” grupy krajowych intelektualistów. Zaproszenie to miało być odpowiedzią na list do emigracji, który ogłosiła warszawska radiostacja „Kraj”. List, odwołujący się do uczuć patriotycznych i w oparciu o nie wzywający pisarzy do powrotu, sygnowany był pięćdziesięcioma znanymi nazwiskami. Propozycja dialogu miała być – zdaniem Giedroycia – pożyteczna dla obu stron, również pod względem literackim. Z pewnością zaś mogłaby wnieść w życie kraju o wiele więcej niż przemilczenie listu, uznanego – np. przez środowisko londyńskie – za obraźliwy. Do spotkania nie doszło jednak z powodu postawy władz PRL-u, które obawiały się publicznej debaty146. Mimo to, przynajmniej do roku 1957, „Kultura” wywalczyła możliwość wysyłania do Polski egzemplarzy swojego pisma. Udało jej się również nawiązać kontakt ze środowiskiem „Po prostu”, w tym z późniejszym wieloletnim współpracownikiem paryskiego periodyku w kraju, Stefanem Kisielewskim.

Kontrowersyjnym, jak na emigrację, posunięciem politycznym (które z perspektywy czasu okazało się nietrafione) było udzielenie nowemu I sekretarzowi KC PZPR, Władysławowi Gomułce, kredytu zaufania. Na krytykę powyższych posunięć ze strony Londynu, tak odpowiadał jeden z współpracowników „Kultury” Juliusz Mieroszewski: „Czy nam, którzy chleba wolności mamy do syta wolno ze wzgardą odrzucać pół kromki?”147. Entuzjastyczna zgoda na każdy sygnał demokratyzacji kraju była więc linią przewodnią dla paryskich literatów. Co nie oznacza wcale, że pozbawieni byli oni krytycyzmu w stosunku do politycznych realiów. Kiedy w 1957 roku władze zamknęły tygodnik „Po prostu”, Giedroyć w odezwie Do krajowych czytelników „Kultury” stwierdzał, że „chodziło nie o zamknięcie pisma, lecz o rozbicie grupy, która miała szanse stać się w przyszłości ośrodkiem krystalizacyjnym odrodzonej myśli”148. Jednocześnie przypominał jednak: „Należymy niewątpliwie do odmiennego obozu niż »Trybuna Ludu« i »Nowe Drogi«, ale nasz rodowód nie wywodzi się ani z Waszyngtonu, ani z Bonn”149.

W przeciwieństwie do redakcji paryskiej „Kultury”, emigracyjny Londyn, chociaż aprobował sytuację odwilży, minimalizował jej znaczenie podkreślając, że tylko konkretne przemiany polityczne, łącznie z rewizją granic i wolnymi wyborami, są w stanie sprawić, że złagodzona cenzura w słowie pisanym przyniesie jakiś konkretny skutek. Mackiewicz porównywał np. sytuację odwilży w Polsce do tego, co analogicznie działo się w ZSRR: „To, co się dziś w Rosji dzieje nie jest nowym rokiem 1917, nowym skokiem w ciemność. Raczej przypomina mi rok 1855, tj. wstąpienie na tron Aleksandra II. Nie zmieniono wtedy systemu politycznego, lecz pozwolono głośno myśleć (…). Wydano dziś w Rosji komendę »Spocznij!«. Krzyknięto: »Myślcie swobodniej!«”150. Adam Ciołkosz pisał już bezpośrednio o sytuacji w Polsce, artykułując swą niewiarę w stabilność „okresu odwilży” i słusznie skądinąd konkludując, że „Jest tylko jeden sprawdzian, czy naród jest wolny, a tym sprawdzianem jest swobodne głosowanie, w którym naród wybiera sobie parlament, a pośrednio czy bezpośrednio także rząd”151. Pesymistyczne interpretacje „października” niejednokrotnie miały jednak i tak zwane „drugie dno”. Wyraziście wypowiada się na ten temat Rafał Habielski, autor pozycji Niezłomni nieprzejednani. Emigracyjne „Wiadomości” i ich krąg 1940-1981: „(…) ton publicystki emigracyjnej w pierwszej połowie 1956 r. wskazywał przede wszystkim na nieprzygotowanie wychodźstwa do przyjęcia zachodzącej w kraju ewolucji. Zapadnięcie żelaznej kurtyny i emigracyjno-krajowa zimna wojna sprzyjały przyjęciu wygodnego zestawu sądów i opinii na temat jakości polskiego życia politycznego i znaczenia wychodźstwa. »Odwilż« nadwątlała schematy i burzyła logikę wypracowanych programów. Stąd zaskoczenie przemianami, stąd też niechęć do rozstawania się z przyjętym podziałem ról i uporczywe minimalizowanie zjawisk”152

Dlatego można rzec, że wzmożone działania środowiska paryskiego, poza tym, że stanowiły próbę realnej pomocy dla krajowych literatów, były także aktem sprzeciwu wobec „londyńskich postanowień”, czyli wobec postulatów izolacji oraz wobec wciąż aktualnych marzeń, aby nowa, niepodległa polska była społecznym i politycznym powrotem do sytuacji sprzed wojny. W ten sposób to właśnie w okresie „października” skumulowały się dwa punkty sporne emigracyjnych obozów, kwestia czysto polityczna i – związana z nią – kwestia literacka. Podczas kiedy posunięcia „polskiego Paryża” uważano w Londynie za kompromitujące, sam Giedroyć tłumaczył swoje stanowisko następująco: „czas płynie i (…) obecna rzeczywistość polska odbiega od rzeczywistości z 1939 roku, a przemiany, jakie zachodzą w Kraju, pozostawiają swoje piętno, nawet psychiczne, czy nam się to podoba czy nie”153.

Elastyczność Paryża odbierana była przez większość londyńczyków jako akt politycznego konformizmu. W efekcie jednak, szczególnie w latach późniejszych, okazała się ona być postawą nie tylko dominującą, lecz również dającą twórcom literackim szerokie możliwości. Dzięki paryskiej „Kulturze” nie został skazany na literacką banicję chociażby późniejszy noblista Czesław Miłosz. Z perspektywy czasu zarówno szansa na rehabilitację późniejszych emigrantów, jak i „moralne zezwolenie” na literacki indywidualizm w pojmowaniu historii, polityki i – przede wszystkim – formy piśmiennictwa, okazały się zwycięską kartą „Kultury”. Treści prezentowane przez Miłosza, Gombrowicza, czy Herlinga-Grudzińskiego okazały się o wiele trwalsze niż te reprezentowane przez ich „niezłomnych” oponentów z Londynu, nie tylko pod względem politycznym, lecz także artystycznym. „Słuszność działań »Kultury« potwierdzało coraz dłuższe trwanie emigracji, podważające sens pisania kolejnych protestów, odezw czy memoriałów w obliczu trwałości powojennego ładu. Oderwane od rzeczywistości dotychczasowe poczynania coraz wyraźniej przybierały postać skostniałego rytuału patriotycznego (…). Rygorystyczny kodeks emigracyjny surowo przestrzegany w Londynie, wedle którego każdy wyjazd czy powrót do kraju był zdradą, nie przekonywał już większości emigrantów”154. Dzięki swojej konsekwentnej postawie otwartej środowisko skupione wokół paryskiej „Kultury” lepiej orientowało się także w społecznej i literackiej sytuacji kraju, dzięki czemu łatwiej mogło podjąć polityczną współpracę rozwijającą się z biegiem lat opozycją PRL-u. Bezpośrednim tego wyrazem było wzmocnienie opozycji poprzez to działanie, na którym paryscy emigranci znali się najbardziej, a więc przez kolportaż tekstów i działalność wydawniczą.

Poza tym, że w miarę swoich możliwości „Kultura” wydawała pisarzy krajowych objętych zakazem druku, związani z nią literaci starali się także poddać krajowe tytuły rzetelnej i fachowej krytyce. Tą ostatnią zajmował się szczególnie Gustaw Herling-Grudziński. O jej wpływie na życie literackie PRL-u pisał w roku 1955: „Mój cotygodniowy komentarz na temat życia kulturalnego w kraju nie należy do zadań łatwych i wdzięcznych (…) zdaję sobie sprawę, że łatwiej jest krytykować za granicą, niż pisać to co się chce w warunkach niewoli w kraju, ale przynajmniej mam jedną satysfakcję – moje recenzje docierają do ludzi, pozbawionych od lat spokojnej i rzeczowej krytyki literackiej (…). Próbuję wprowadzić porządek do tego małpiego raju, jaki komuniści urządzili sobie z życia literackiego”155. Postawa taka prowokowała pewną ciągłą wymianę myśli. Dzięki temu literackie i kulturowo-społeczne dyskusje pisarzy z Paryża oraz twórców krajowych przybrały formę „tradycji kontynuowanej”. Zaryzykować można stwierdzenie, że kiedy emigracyjni pisarze z Londynu zaczęli dopiero poznawać polskie realia literackie i krajową estetykę, intelektualiści związani z „Kulturą” znali je już na pamięć.

Ostry kontrast ideologiczny między „Wiadomościami” a „Kulturą” w latach późniejszych uległ złagodzeniu. Emigracja generalnie weryfikować zaczęła stare uprzedzenia, popularniejsza stała się wymiana myśli między krajem i zagranicą. „Wierzący komunista” Aleksander Wat, który także wyemigrował na Zachód, nie miał już problemów takich, jakie spotkały wcześniej Czesława Miłosza. Dzięki związanym z miesięcznikiem „Kultura” przepływem informacji jasne stało się, że „człowiek z PRL” niekoniecznie musi być życiowym konformistą i anty-patriotą. Sytuację wzmacniały kolejne fale emigracji, szczególnie te z lat osiemdziesiątych. Nowe pokolenie literatów – Stanisław Barańczak czy Adam Zagajewski – nie byli już obciążeni balastem przeżyć wojennych i świadomym doświadczeniem stalinizmu. Tym samym stali się kolejnym bodźcem umożliwiającym zmianę sposobu myślenia, zarówno o środowiskach emigracyjnych, jak i o literatach pozostałych w kraju.



komentarze

Copyright © 2008-2010 EPrace oraz autorzy prac.